23.07.2015

03. Old pervert.

Kolejny rozdział od 10 komentarzy xx
Skylynn's POV*
   Z trudem dopięłam zamek torebki i zbiegłam na dół po schodach, trzymając w dłoni balerinki. 
   - Dzień dobry tato. - Uśmiechnęłam się do niego promiennie i musnęłam ustami jego policzek, gdy siedział przy stole pijąc kawę. Odpowiedział tym samym komplementując mój wygląd, a Sarah, nasza gosposia, podała mi papierową torebkę z drugim śniadaniem. Podziękowałam jak przystało, a z zewnątrz dobiegł dźwięk klaksonu.
   - Justin? - Ojciec wstał od stołu, odstawiając brudne naczynie i sprawdził godzinę na zegarku.
   - Tak. - Pokiwałam głową, idąc do wyjścia. - To miłe z jego strony, że zaproponował mi podwożenie - powiedziałam radosnym tonem, pomijając, że w gruncie rzeczy wymusiłam to na nim. 
   Nasunęłam na stopy beżowe baleriny i stojąc przed lustrem w holu, dopięłam ostatni guzik sweterka, gdy zauważyłam, że podchodzi do mnie tata.
   - Ucz się pilnie. - Pogładził moje ramię i otworzył mi drzwi.
   - Zawsze to robię. - Jak zwykle dodałam uśmiech i poprawiłam torebkę na ramieniu, przechodząc przez próg. - Kocham cię. - Pomachałam mu i z gracją zbiegłam po marmurowych stopniach, pilnując przy tym, aby spódnica do kolan zbyt wysoko się nie uniosła. 
   Justin widząc, że podchodzę wysiadł z auta i otworzył mi drzwi od strony pasażera, unosząc przy tym dłoń na powitanie z moim ojcem. 
   Zajęłam swoje miejsce, a po chwili obok mnie usiadł i Justin, odpalając samochód. 
   - Dzień dobry - mruknął tonem, jakbym to ja miała pierwsza się odezwać i poprawił dłoń na kierownicy, wyjeżdżając na drogę.
   - Hej - odparłam, przewracając oczami i zaczęłam się przeciskać na tylne siedzenia.
   - Co ty robisz? - Zmarszczył brwi, obserwując moje poczynania. 
   - Chyba nie sądzisz, że pójdę tak do szkoły? - prychnęłam, trącając dłonią brzeg długiej spódnicy i usadowiłam się wygodnie, wyjmując z torby przygotowane rzeczy.
   Szczerze, było mi głupio, że tak perfidnie oszukiwałam własnego ojca, ale on też zrobił mi świństwo zrzucając mi na głowę tego palanta, który bezczelnie zerkał na mnie we wstecznym lusterku. 
   - Nie gap się - warknęłam, rozpinając sweterek. Uniósł lekko dłoń w obronnym geście i wbił wzrok w drogę przed nim. Pochlebiało mi, że chciał na mnie patrzeć, ale jeszcze tak nisko nie upadłam, żeby pozwalać na to takim jak on. Stary zboczeniec. Samo siedzenie z nim w samochodzie zrzuca mnie do niższej ligi. 
   Wepchnęłam sweterek do torby, a na jego miejsce założyłam szary crop top, długą spódnicę zastąpiłam plisowaną mini w czarno-białą szkocką kratę. Na nogi wciągnęłam białe zakolanówki, baleriny też wylądowały w torbie i na stopy nasunęłam kremowe szpilki. Westchnęłam z samozadowoleniem, gdy poprawiłam makijaż i dopinając torbę wróciłam na wcześniejsze miejsce. 
   - W tamtych rzeczach wyglądałaś znacznie lepiej. - Zmierzył mnie wzrokiem, na moment odrywając wzrok od drogi. - I po co się tak malujesz?
   - Nie prosiłam cię o komentarz - skarciłam go, zaciskając usta i mocno potarłam o siebie wargi, żeby lepiej rozprowadzić na nich szminkę. - Pilnuj własnych interesów - dodałam, przeczesując włosy palcami i założyłam nogę na nogę, trzymając torbę na kolanach.
   - Ty jesteś moim interesem - mruknął od niechcenia i po kilku minutach znaleźliśmy się pod szkołą. Zgasił silnik i spojrzał na mnie wyczekująco, licząc, że wysiądę.
   - Słuchaj, jutro wieczorem jest impreza u Gideona... - urwałam, widząc jak zaciska usta i rozciąga je w głupkowatym uśmiechu, a jego twarz zaczęła czerwienieć od powstrzymywanego śmiechu. - Czego? - warknęłam zirytowana, a Justin spuścił głowę i zakrył dłonią oczy zaczynając prychać przez zęby, co brzmiało jak niedorobiony śmiech Kaczora Donalda. Nabrał powietrza jakby to był ostatni wdech w jego życiu i uniósł na mnie załzawiony wzrok.
   - Możesz kontynuować - odchrząknął, wciąż się cicho śmiejąc i zwilżył wargi, a ja miałam ochotę wbić mu obcas w czoło.
   - Co cię tak bawi? - wycedziłam przez zęby, patrząc na niego z mordem w oczach.
   - Po prostu to imię, no wiesz, jest takie... oryginalne - wydusił znów zaczynając się śmiać, za wszelką cenę starając się tego nie robić. Zignorowałam go i kontynuowałam.
   - Mój tata myśli, że będę robić projekt z Bree i takiej wersji się masz trzymać. Zawieziesz mnie na tą imprezę, a później odbierzesz - powiedziałam pewnym tonem, kompletnie ignorując uniesione brwi chłopaka, w sumie gdyby tak na niego dłużej popatrzeć to jest całkiem przystojny.
   - Nie zrobię tego. - Pokręcił przecząco głową. - Nawet nie ma kurwa mowy. Nie.
   - Justin... - zaczęłam, ale szybko mi przerwał.
   - Nie - powtórzył ostro. - Nie będę brał udziału w tej całej twojej propagandzie. - Przeczesał nerwowo włosy palcami, wciąż kręcąc głową. - Poza tym mam już plany.
   - Złamiesz umowę, mogę też przyjść do ojca z płaczem i opowiedzieć mu, że się do mnie dobierałeś. Jak myślisz, komu uwierzy? Swojej ukochanej córeczce, czy dzieciakowi z więzienia?
    Wyraz jego twarzy już nie był taki pewny i westchnął głęboko zrezygnowany, natomiast ja uśmiechnęłam się z perfidnym samozadowoleniem. Przez chwile błądził wzrokiem po otoczeniu, pewnie szukając argumentów, albo jakiejś ciętej riposty, ale najwyraźniej nic nie przychodziło mu do głowy.
   - To jak? - Założyłam torebkę na ramię szykując się do wyjścia, wiedząc, że już wygrałam tą sprawę.
   - Niech będzie - mruknął od niechcenia. - O której mam po ciebie być?
   - O ósmej.
   Pokiwał głową i zapanowała cisza. Oboje siedzieliśmy na miejscach i patrzyliśmy przed siebie.
   - Coś jeszcze? - odezwał się w końcu, patrząc na mnie.
   - Otwórz mi drzwi - prychnęłam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Już rozchylił usta żeby powiedzieć coś uszczypliwego, ale szybko je zamknął i wysiadł z auta, obchodząc samochód i otworzył mi drzwi.
   - Dziękujemy za skorzystanie z usług Bieber Drive. Oferta wygasa w przeciągu dwudziestu czterech godzin. - Uśmiechnął się fałszywie, a ja jedynie przewróciłam na niego oczami.
   - Wygasła to twoja potencja w pierdlu jak sobie waliłeś z kumplem z celi. - Odpowiedziałam równie ironicznym uśmiechem i odrzucając włosy tak, że uderzyły go w twarz poszłam w kierunku budynku. Usłyszałam za sobą jeszcze tylko głośny trzask drzwi jego auta i zaczęłam się witać z przyjaciółmi, którzy czekali na mnie przed wejściem.
   Wzrok Bree i Marnie natychmiast powędrował w kierunku Justina.
   - Jest gorący - skomentowała go Marnie, a mi aż wywróciło flaki.
   - Błagam cię - prychnęłam i udałam odruch wymiotny. Już chciała coś powiedzieć, pewnie w jego obronie, ale natychmiast jej przerwałam. - Skończ i lepiej idź kupić mi colę dietetyczną. - Wcisnęłam jej w dłoń kilka dolców i czekałam aż odejdzie. Jai westchnął tylko i objął mnie ramieniem.
   - Nie musisz być taka wredna - mruknął mi do ucha.
   - Nie musisz być taka wredna - przedrzeźniłam go i zrzuciłam z siebie jego rękę, doprowadzając do niezręcznej ciszy. Wcale nie musiałam słuchać ich gadaniny na jego temat.
   Praktycznie cały dzień w szkole między mną, a moimi przyjaciółmi panowała napięta atmosfera. Jak się można domyśleć, przez Biebera. Marnie i Bree ciągle o nim rozmawiały i szukały go po szkole, żeby móc się na niego napatrzeć, a ja byłam skazana na męskie towarzystwo, które wcale do końca mi nie odpowiadało. Chciałam im opowiadać o nowych rzeczach, które ostatnio sobie kupiłam, a nie słuchać ich pisków w kierunku tego robala. Jezu, błagam was. Jak można tak strasznie uganiać się za facetem i to jeszcze takim... Fu.
   Po skończonych zajęciach wyszłam ze szkoły, przed którą już czekał na mnie Justin w samochodzie. Westchnęłam głęboko i stanęłam przed swoimi drzwiami czekając aż mi je otworzy. Wychylił się i szarpiąc za klamkę pchnął drzwi, co wywołało u mnie falę złości.
   - Jakbyś ruszył dupę, to nic by ci się nie stało - warknęłam, zajmując swoje miejsce. Zignorował mnie ruszając, a mnie się nie ignoruje. - Słyszysz co powiedziałam? Masz wychodzić z samochodu i otwierać te pieprzone drzwi jak należy.
   Dostrzegłam jak mocniej zaciska dłonie na kierownicy aż pobielały mu knykcie, a szczęka mocniej się uwydatniła.
   - Mam cię tylko pilnować, nie jestem twoim niewolnikiem, Skylynn - powiedział, starając się mieć opanowany ton głosu.
   - Masz słuchać tego co do ciebie mówię i mi odpowiadać. Nie znoszę, gdy ktoś mnie olewa.
   - Dobrze, Skylynn - wycedził przez zęby. - Jeśli przez ten rok cię nie zabiję to to będzie chyba jakiś cud.
   Resztę drogi milczeliśmy, wjechał na podjazd i posłusznie wysiadł otwierając mi drzwi.
   - Dziękuję. - Rzuciłam mu przesłodzony uśmiech i zatrzepotałam rzęsami. - Nie zapomnij tylko przyjechać po mnie jutro o ósmej. - Wymierzyłam w niego palcem i poprawiając torbę na ramieniu weszłam do domu.
   Od razu pobiegłam do swojego pokoju aby zmyć makijaż i się przebrać. Położyłam się na brzuchu na łóżku i zaczęłam uczyć się na poniedziałkowy test z francuskiego, a po niecałych dwóch godzinach dostałam powiadomienie na telefonie o nowym mailu na prywatnej skrzynce mojego ojca. Odkąd zawarł tą cholerną umowę z Bieberem musiałam kontrolować to co o mnie pisze. Moje podejrzenia się sprawdziły, że to od Justina.
'Przez dwa dni, nie zauważyłem niczego negatywnego w zachowaniu Pańskiej córki. Jej znajomi nie pozostawiają sobie niczego do życzenia. Uważam, że środowisko w jakim się obraca nie wpływa na jej osobę. 
W sobotę mam ją zawieźć do koleżanki na wspólną naukę i kolejnego dnia odebrać. Mam nadzieję, że Skylynn Pana poinformowała i nie ma Pan nic przeciwko.
Z wyrazami szacunku
Justin Bieber'
   Uśmiechnęłam się do siebie z zadowoleniem, uznając, że ustawienie go do pionu było dziecinnie proste. Oznaczyłam wiadomość jako nieodczytaną i wróciłam do nauki.
><

   - Skylynn! - Dobiegł mnie głos ojca i grzecznie do niego poszłam, znajdując go w jego biurze.
   - Tak tato? - Uśmiechnęłam się uroczo, stając w progu. 
   Siedział za biurkiem i pracował na laptopie. Miał wyjątkowo zmęczony wyraz twarzy. Podkrążone oczy i opadające policzki wzbudziły we mnie współczucie. Uniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się delikatnie. 
   - Nie przeszkodziłem ci w niczym? - zapytał i wskazał fotel naprzeciw niego. - Chcę wiedzieć jak minął ci dzisiejszy dzień. 
   - Nie będziesz na kolacji? - Spojrzałam na niego zawiedziona. Zwykle to przy kolacji opowiadaliśmy sobie co działo się w ciągu dnia. Spuściłam na moment wzrok i odgarnęłam zagubiony kosmyk za ucho.
   - Wybacz mi, kochanie. Muszę wyjechać na weekend do Waszyngtonu. Justin napisał mi, że będziesz u Bree w sobotę, więc może pozwoliłaby ci zostać do niedzieli żebyś nie musiała być sama w domu? - Zamknął laptopa widząc, że jestem przybita, że znów wyjeżdża.
   - Jasne. - Wymusiłam lekki uśmiech. - Zapytam. A co do mojego dnia, to wszystko w porządku - powiedziałam krótko, nie siląc się na nic więcej. - A tobie? 
   - Też w porządku - odparł, mimo że było widać gołym okiem, że kłamał. Chyba tą zdolność odziedziczyłam po mamie. 
   - Przecież możesz mi powiedzieć. - Uśmiechnęłam się do niego zachęcająco.
   - To naprawdę nic takiego - zapewnił i otworzył znów laptop sygnalizując tym samym, że to koniec rozmowy. Pokiwałam tylko głową i wyszłam z biura, domyślając się, że albo znów myśli o mamie, albo są jakieś konflikty między państwami, a jak zwykle to on i Alex muszą je rozwiązywać. 
   Gdy schodziłam na dół po schodach akurat na niego wpadłam. 
   - Cześć Skylynn - przywitał się ciepło i poprawił marynarkę. 
   - Jest w biurze. - Nakierowałam go i wyminęłam blado się uśmiechając. Skinął jedynie głową i podziękował, wbiegając po schodach. 
   Usiadłam w kuchni przy stole barowym i patrzyłam na to co robi Sarah. 
   Po części zastępowała mi matkę. Zawsze przy mnie była. Pomagała mi praktycznie we wszystkim, od wybrania koloru butów, do pracy domowej z fizyki. Miałam wrażenie, że tylko przy niej jestem sobą. Jej obecność uspokajała, łatwo było jej się zwierzać, rozmowa z nią szła gładko. Pracowała u nas odkąd tylko pamiętam. Nie była najmłodsza, ale po jej wyglądzie nie było widać jej wieku. Wciąż promiennie się uśmiechała, chodziła wyprostowana i dziarsko. 
   Spojrzała na mnie przez ramię, gdy wycierała blat i uśmiechnęła się.
   - Coś się stało, promyczku? - zapytała, odkładając szmatkę i poprawiła sznurek od fartuszka. - Chodzi o tego chłopca?
   - Jakiego? - Spojrzałam na nią, a moje oczy od razu się powiększyły.
   - Tego, który dzisiaj po ciebie przyjechał. - Oparła się o blat, patrząc na mnie z sympatią w oczach.
   - Nie - zaśmiałam się, kręcąc przecząco głową. - Jest pracownikiem taty, on tylko mnie pilnuje - wyjaśniłam, okręcając sobie kosmyk włosów w okół palca. - Po prostu martwię się o tatę. Wygląda na strasznie zmęczonego. 
   - Ciężko pracuje - westchnęła głęboko, było widać, że też się martwi. - Stara się jak może, żeby wszystkim w kraju było dobrze, kosztem swojego zdrowia, ale jest przywódcą, a to wymaga poświęceń. - Zbliżyła się do mnie i przytuliła do siebie w opiekuńczym geście. - Nie martw się, promyczku. Jesteś taka młodziutka, nie powinnaś się denerwować. - Zaczęła gładzić moje włosy, delikatnie kołysząc, a mi powoli zbierało się na płacz. Nie chciałam się nad sobą użalać, nie lubiłam płakać, a zwłaszcza w czyimś towarzystwie. Bardzo rzadko mi się to zdarzało i jedynym świadkiem mojego płaczu, zawsze była tylko Sarah. No może jeszcze rodzice i położna przy moim porodzie.

Tak, wiem, rozdział jest okropnie krótki i nie należy do najlepszych,
za co Was bardzo przepraszam, ale nie mogłam do końca 
zebrać myśli i napisać coś porządnego. Mam masę spraw na głowie w związku z wyjazdem.
I wciąż nie wiem czy dodam rozdział w sierpniu.
Jeśli opowiadanie się wam podoba to supi by było gdybyście je polecili. 
Komentarze też są dla mnie bardzo istotne, strasznie motywują do pisania.
Jeszcze raz przepraszam i do kolejnego <3
Ps  Stworzyłam nową zakładkę 'Inspiracje', więc zajrzyjcie do niej jeśli tylko macie ochotę
much love
@imissbizzle
Polecam: http://18th-street-jbff.blogspot.com/ 
Ja osobiście jestem zakochana w tym opowiadaniu i polecam każdemu na nie zajrzeć x Dawno nie czytałam tak dobrego ff. 

13 komentarzy:

  1. No,no. Owinęła go sobie wokół palca. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze bardzo dziękuję za polecenie mojego opowiadania <3
    Jak zobaczyłam, że jest nowy rozdział, zaczęłam się wiercić na krześle jak nienormalna, żeby tylko móc go przeczytać, a na tekście o potencji spadłam z łóżka, dosłownie hahaha. Rozdział jest genialny! Po prostu uwielbiam sprzeczki Skylynn i Justina, są idealni jak się tak uroczo kłócą hahaha. Jestem ciekawa, czy na tej imprezie coś się wydarzy i czy będzie tam Justin. I również czy zacznie jej ulegać w ten inny sposó, dobrze wiem, że wiesz, o czym myślę haha. Pozostaje mi tylko z niecierpliwością czekać na kolejny fantastyczny rozdział, życzyć Ci weny i udanego wyjazdu, misia <3
    priest-jbff.blogspot.com
    18th-street-jbff.blogspot.com
    getting-closer-jbff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam to opowiadanie! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Na to ff trafiłam całkiem przypadkiem, ale jestem z tego zadowolona. Powaliło mnie już po prologu i pierwszym rozdziale :) Uwielbiam perspektywę Justina, genialne opisujesz jego charakter i ja już czuję do niego sympatię xd Nie rozdrabniając się za mocno, jestem pod ogromnym wrażeniem :) Chyba w dwóch pierwszych rozdziałach wkurzał mnie brak przecinków w pewnych miejscach, ale ja już tak mam, że muszę się do tego przyczepić :) Teraz jedyne co mi pozostaje to czekanie na kolejny rozdział :)
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. trafiłam tu dopiero dzisiaj świetnie piszesz

    OdpowiedzUsuń
  6. jezu to jest swietne, serio boze
    czekam na kolejny z niecierpliwoscia
    zapraszam tez na nowego posta x
    http://impetuouspl.blogspot.com/2015/07/rozdzia-czwarty.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  8. Masz świetny styl pisania, oby tak dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  9. uUz nie moge sie doczekać co bedzie działo sie na tej imprezie

    OdpowiedzUsuń
  10. nie wiem czemu ale wydaje mi sie że tata Skylynn umrze

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo mi się podoba ten rozdział, jak i całe opowiadanie <3. Nie mogę się doczekać następnego :*

    OdpowiedzUsuń

Za każdy komentarz bardzo serdecznie dziękuję <3
Jeżeli przychodzisz ze spamem, zostaw link, czy cokolwiek w zakładce SPAM.