17.07.2015

02. No respect.

Bardzo ważna notka pod rozdziałem, bardzo proszę o przeczytanie.
Justin's POV*
   Zaparkowałem matowym, czarnym Fordem Mustangiem 302 na szkolnym parkingu. Moje oczko w głowie. Przysięgam, że jeżeli ktokolwiek by go tutaj dotknął, odgryzłbym łapy i przyczepił sobie do wycieraczek. 
   Wsunąłem dłoń do plecaka poszukując planu zajęć i moja dłoń natrafiła na paczkę miętowych Marlboro, więc olewając poszukiwania planu odpaliłem papierosa opierając się o maskę samochodu. Nie byłem uzależniony, paliłem tylko wtedy, gdy miałem ochotę. Nie miałem papierosa w ustach prawie od miesiąca, więc miałem prawo sobie pozwolić chociaż na jednego.
Nie spieszyłem się zbytnio, zaciągałem się mocno, delektując się szczypiącym dymem wypełniającym moje płuca.
   Za cholerę nie chciałem tu być , jednak perspektywa pięćdziesięciu baniek na moim koncie robiła swoje. 
  Amerykańskie licea to najgorsze co może być dla młodego człowieka, w ich oczach postrzegane jako najlepsze lata życia. Pobyt tu tylko wyżera resztki mózgu.  
   Wyrzuciłem papierosa przygniatając go butem i uniosłem wzrok na budynek, prostując się. Westchnąłem głęboko i wszedłem do szkoły wielkości galerii handlowej, wpadając w niepohamowany wir braku szacunku do wszystkich i wszystkiego... łącznie ze sobą.
   Korytarze były wypełnione dziewczynami w skąpych ciuszkach, facetami, którzy rozbierali wzrokiem te małe dziwki i kilkoma nieporadnymi nauczycielami, którzy gówno mieli do powiedzenia w tej dzikiej społeczności. 
   Ludzie przychodzą tu tylko, aby odespać sobotnią imprezę, zajarać za szkołą i zaliczyć dupę w kiblu. Nieważne jak szpetna by była. Wystarczy, że chętna. Ale i tak zawsze najgorsi byli drugoklasiści. Przebrnęli przez pierwszy rok i z cichych myszek, poznających dopiero definicję 'liceum', tworzą się pieprzeni frajerzy i wredne suki z kolorowymi doczepkami, których barwa symbolizowała czy są jeszcze dziewicami czy nie, a i tak połowa kłamała. 
   Nabrałem powietrza zaczynając się przepychać w poszukiwaniu sekretariatu. Od razu napotkałem zainteresowane, wręcz wulgarne spojrzenia dziewczyn, oraz te wypełnione strachem przed moją osobą. Ale mi to w sumie pasowało. Okręcę tu sobie wszystkich wokół palca. Uśmiechnąłem się pod nosem, wsuwając dłonie do kieszeni dżinsów. Odnalazłem przeszklone pomieszczenie z czarnym napisem 'sekretariat' i pchnąłem drzwi wchodząc do środka. 
   - Dzień dobry - przywitałem się uprzejmie z pulchną kobietą za biurkiem. 
   Odpowiedziała tym samym i uśmiechnęła się z nutą fałszu, poprawiając ramiączko błękitnej bluzki. - Pan Bieber, prawda?
   - Tak. - Pokiwałem głową zdejmując z nosa okulary przeciwsłoneczne, ukradkiem rozglądając się po pomieszczeniu. 
   - Książki czekają już na pana od trzech tygodni.
   Trzech tygodni? Serio Hall? 
W sumie uważałem Bruca za całkiem ogarniętego faceta, do momentu, gdy dowiedziałem się, że nie potrafi ogarnąć nawet tego co dzieje się u jego córki. Chyba łatwiejsze by było wkradnięcie się do szkolnego systemu i przejrzenie nagrań z kamer, prawda? Może nawet i starczyłoby chodzenie na wywiadówki? Ale po co? Lepiej odwalić z nieumiejętnym szpiegiem. Seksownym co prawda, ale wciąż nieumiejętnym. 
   Kobieta wyłożyła na blat biurka stos grubych książek, czerwieniejąc na twarzy z wysiłku.
   - Dziękuję - mruknąłem, obejmując ramionami podręczniki i za wszelką cenę starałem się zignorować jej niemal przestraszony wzrok.
   - Podpisz się jeszcze, aby potwierdzić swoją obecność. - Wysunęła w moją stronę kartkę papieru i długopis. Podpisałem się niedbale pochyłym pismem, starając się, aby nic nie wypadło mi z rąk i wyprostowałem się. - Twoja szafka to trzysta sześć.
   - Okey, dzięki. - Zwilżyłem wargi i lekko podrzucając podręczniki, żeby poprawić je w uścisku, wyszedłem patrząc na numery szafek. Znajdowałem się przy dwieście osiemdziesiąt, więc moja musiała być gdzieś tu. Odnalazłem ją pospiesznie, bez większego problemu i wrzuciłem do niej niepotrzebne książki. 
Zatrzasnąłem drzwiczki i wyciągnąłem z plecaka plan lekcji. Za mniej niż trzy minuty miałem mieć geografię w sali dwieście jedenaście. Przełożyłem kartkę na plan szkoły i odnalazłem odpowiednią klasę, która znajdowała się na kolejnym piętrze. 
   Po drodze lustrowałem wzrokiem każdą miniętą dziewczynę szukając w niej choć najmniejszych podobieństw do szefa, bo szczerze mówiąc nie byłem do końca pewien jak wygląda Skylynn. Ale żadna w niczym nie przypominała mi wysokiego, lekko posiwiałego, białego Amerykanina o muskularnej budowie, wąskiej buzi i oczach ciemnych jak bezgwiezdna noc. To ci zagadka...
Z tego co słyszałem była uosobieniem dobra, łagodności, szczerości, delikatności, tęczy, kucyków, brokatu i kurwa jeszcze ciastek. Podobno zależało jej tylko na tym, żeby wszystkim było dobrze. Jedną zupą chciała nakarmić całą Afrykę, uratować wszystkie halibuty świata i bronić homosiów. Pewnie wygląda jak Muminek.
   Rozległ się dzwonek, a ja dopiero przepychałem się na schodach. 
   W końcu znalazłem się przed salą i szarpnąłem za klamkę białych drzwi. 
   W pomieszczeniu były już zajęte praktycznie wszystkie miejsca, a wysoki Muzułmanin, który musiał być nauczycielem, stał przy biurku. 
   - Dzień dobry - mruknąłem, stając na środku naprzeciw niego, a ten zlustrował mnie krytycznym wzrokiem. 
   - Ty jesteś Bieber? - zapytał unosząc brew.
   - Tak, panie profesorze - odparłem, chcąc zachować fason, a po klasie rozeszły się szepty.
   Nie martwcie się, prędzej wasz antypatyczny profesorek was sterroryzuje tak jak jego kumple Charlie Hebdo. 
   Znów powiódł po mnie wzrokiem, jakbym w ogóle nie był godny stać tu teraz przed nim. 
   Zacisnąłem zęby i przeniosłem wzrok na uczniów. Ładne dziewczyny, uśmiechające się do mnie zalotnie były jedynym plusem pobytu tutaj. 
   - Nazywam się Hayder Qasim - przedstawił się z łaski. - Usiądź na jakieś miejsce. - Leniwie zagarnął ramieniem powietrze.
   - Dzięki, Hayder - powiedziałem, powoli wymawiając jego imię i założyłem okulary przeciwsłoneczne z impetem odrywając palce od oprawek, powoli opuszczając ręce wzdłuż ciała.
   - Zdejmij te okulary, jesteś w szkole - warknął, wymierzając we mnie palcem.
   - A co jeśli jestem niewidomy?
   - Zakładam, że nie jesteś, więc je zdejmij - wycedził przez zęby na skraju cierpliwości, a ja tylko uśmiechnąłem się z wyższością wcale nie mając w zamiarze zdjęcia okularów. - Siadaj na miejsce - westchnął z rezygnacją.
   Przeszedłem przez salę, wybierając miejsce praktycznie na końcu sali. Znów musiałem się przyzwyczaić do niewygodnych, plastikowych krzesełek i drewnianego minimalistycznego blatu wrzynającego się w żebra. Osunąłem się na krześle przybierając wygodną pozycję i zahaczając palcami o brzeg grubego podręcznika, kompletnie nie słuchałem wychowawcy. Opowiadał jakieś pierdoły o Wschodniej Europie co chwila drażniąc wszystkim oczy laserowym wskaźnikiem, który miał chyba tylko po to, aby mieć. Mój wzrok powędrował na wyćwiczone pośladki dziewczyny przede mną i zwilżyłem powoli usta.
   Dopiero po morderczych czterdziestu minutach zabrzęczał dzwonek i wszyscy wypadli na korytarz nie słuchając już nauczyciela, wykrzykującego pracę domową na jutro.
   Wyjąłem z kieszeni telefon w zamiarze wygooglowania Skylynn, żeby ułatwić sobie robotę. Od razu wyskoczyły wyniki, a w pasku propozycji grafiki pojawiły się jej zdjęcia.
   No cóż... Nie wyglądała jak Muminek...
Miała oliwkową cerę, gęste, brąz, proste włosy, których część zwykle spinała w kucyk. Mały nosek idealnie pasował do jej drobnej i wąskiej buzi, a wachlarz gęstych rzęs podkreślał jej duże, ciemne oczy, które nie ujawniały nic poza niewinnością. Wikipedia podpowiadała, że ma szesnaście lat i zdecydowanie wyglądała jak gówniara. Wyglądała na osobę, której na słowo 'kurwa' skacze cholesterol, jest przykładem dla społeczeństwa i chodzi po bibliotekach żeby czytać dzieciom. Czyli na taką, jak ją wszyscy opisywali. Bruce albo był przewrażliwiony, albo dziewczyna wpadła w naprawdę paskudne towarzystwo. Nie mógł dać mi prostszego zadania, odgonienie od niej kilku kretynów to będzie bułka z masłem, a dostałem jeszcze za to grube pieniądze i zegarek.
   Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem i poprawiłem przywłaszczonego Rolexa na nadgarstku. Byłbym idiotą, gdybym nie wziął tej roboty. Zrobiłbym to nawet za stówę, ale jeśli tak ładnie podstawił mi pod nos te kilka baniek, to czemu nie?
   Rozejrzałem się licząc na to, że Skylynn będzie mi stała pod nosem. Jednak znalezienie jednej laski spośród pięciu tysięcy innych nie mogło należeć do najprostszych. Westchnąłem głęboko i zrobiłem kilka kroków w przód przesuwając wzrokiem po tłumie nastolatków. Szkoła miała trzy piętra, więc Sky mogła być wszędzie mimo, że podobno mój plan był dopasowany do jej. Zerknąłem na swój sprawdzając jaka teraz czeka mnie lekcja i przeszedłem na trzecie piętro licząc na to, że dziewczyna też tam będzie. Na moje szczęście, gdy tylko postawiłem nogę na wyższym piętrze od razu dostrzegłem długie nogi na obcasach i ciemną kitkę. To musiała być Hall.
   Podszedłem do niej i przeczesując włosy palcami, odchrząknąłem.
   - Hej, Skylynn, tak? - Zwilżyłem wargi, a dziewczyna obróciła się do mnie, zadzierając głowę, aby mieć na mnie dobry widok. Zdecydowanie nie wyglądała jak na zdjęciach, tam była grzeczniutka z anielskim uśmiechem, a przede mną stała wymalowana małolata w spódniczce ledwo zakrywającej majtki.
   - Tak. - Pokiwała lekko głową, poprawiając torebkę na złotym łańcuszku na ramieniu.
   - Jestem Justin, twój-
   - Ach no tak, to ty jesteś ten Bieber - przerwała mi z westchnieniem. - Ojciec już mi o tobie mówił. - Zrobiła kilka kroków, aby oddalić się od jej znajomych, którzy uważnie słuchali. - Masz mnie pilnować, czy coś takiego.
   - Tak, dokładnie. - Pokiwałem głową i chciałem zacząć mówić o tym żeby zbyt nie przejmowała się moją obecnością, gdy znów mi się wtrąciła.
   - Mój ojciec myśli, że jestem jego grzeczną, nienaganną dziewczynką i dobrze ci radzę żeby cały czas żył w takim przekonaniu. Jeśli powiesz mu coś, czego nie powinien wiedzieć to postaram się o to, żeby znów udowodnili ci wszystkie winy i wsadzili do pierdla.
   Zmarszczyłem brwi zbity z tropu i przez chwile się na nią gapiłem nie wiedząc co powiedzieć, do momentu, gdy pstryknęła mi przed oczami.
   - Słyszysz? - Przewróciła oczami. - Poza tym cokolwiek mu powiesz on i tak zawsze uwierzy w moją wersję. - Uśmiechnęła się fałszywie, odrzucając ciemne włosy na plecy.
   Pamiętacie, gdy mówiłem, że jest uosobienie dobra i tej całej reszty? Ta, z której strony? Szkoda, że nie możecie usłyszeć mojego prychnięcia. Chyba trochę się przeliczyłem w stosunku do niej. To mała, wredna gówniara.
   - Słuchaj - wycedziłem przez zęby nachylając się nad nią nieco i złapałem ją za ramie. - Twój tatuś zapłacił mi grube pieniądze żebym nad tobą skakał, więc z łaski swojej nie utrudniaj mi roboty i zachowuj się jak na wychowaną dziewczynę przystało.
   - Po pierwsze, zabieraj ze mnie łapy. - Wyszarpnęła mi się, poprawiając torebkę. - Dwa, twoja zasrana wypłata u mojego ojca to moje miesięczne kieszonkowe, więc takie argumenty możesz sobie wsadzić głęboko w czarną dziurę w twojej dupie, zwaną też odbytem. I trzy, możesz mu mówić tylko to na co ci pozwolę, rozumiesz?
   Uniosłem brwi, nie dowierzając w to co słyszę. Gdzie się podziała pieprzona obrończyni halibutów?
   - Ty chyba robisz sobie ze mnie jaja - zaśmiałem się nerwowo, patrząc na nią jak na kretynkę. - Mam cię mieć na oku i zadbam o to żeby przesłodzona dziewczynka z telewizji wróciła, a ta suka, która teraz w tobie siedzi spieprzała do Nevady.
   - Mam nadzieję, że trafi do Las Vegas. - Uniosła kąciki ust w uśmiechu aż ociekającym ironią, fałszem, złośliwością i wszystkimi innymi negatywnymi rzeczami, którymi określa się takie wywłoki.
   Przysięgam, że jeśli ktoś mnie teraz nie przytrzyma to rozszarpię ją gołymi rękami. Naprawdę miałem szczerą ochotę zacisnąć rękę na tej szyjce i powiedzieć kilka niemiłych rzeczy.
   Zachowaj fason, Justin.
   Wziąłem kilka głębokich wdechów na uspokojenie i wypuszczając powietrze ze świstem, zwilżyłem wargi.
   - Okej - odchrząknąłem. - Więc może jakiś układ?
   - To znaczy? - Uniosła idealnie wypielęgnowaną brew ku górze, nie spuszczając ze mnie wzroku.
   - Ja nie mówię słowa twojemu ojcu jak bardzo arogancka i chamska jesteś w stosunku, jak się domyślam, całego świata, a ty siedzisz cicho, że nie przychodzę do szkoły.
   Dziewczyna natychmiast prychnęła śmiechem.
   - Masz mnie za idiotkę? - Jej brwi powędrowały jeszcze wyżej. - I co, że niby sama będę sobie jeździła i wracała do szkoły? - Założyła ramiona na piersi, oburzona.
   - Słucham? - To była moja kolej na unoszenie brwi. - Jakie w ogóle dowożenie? O czym ty mówisz dziecko?
   Bez zbędnej odpowiedzi, wyjęła z czarnej torebki starannie zgięte w pół kilka kartek i rozłożyła je przede mną. Kopia umowy między mną i jej ojcem. Skąd ona ją do cholery ma?! Czy to w ogóle legalne? Nie twierdzę, że ta praca była legalna, no ale błagam was...
   - Proszę bardzo, przeczytaj dokładnie. Punkt piąty i drugi, a nawet i pierwszy. - Podała mi kserówki, unosząc z wyższością podbródek.

UMOWA O PRACĘ
zawarta w dniu 17 października 2015 r.
między Brucem Hallem
a Justinem Drewem Bieberem
Nowy Jork, Manhattan, 284 5th Avenue
na czas ośmiu miesięcy

§1
Strony ustalają następujące warunki zatrudnienia:
1) rodzaj umówionej pracy: ochroniarz, struż, szofer 
2) miejscem wykonywania pracy jest The Anderson High School, oraz inne ustalone przez Skylynn Mabel Hall
3) wynagrodzenie o wartości 50.000.000$, brak premii uznaniowej
4) Justin Drew Bieber ma obowiązek stawiać się co dwa dni u pracodawcy w celu zeznania z kilku ostatnich dni
5) Justin Drew Bieber ma obowiązek udzielać transportu Skylynn Mabel Hall, gdy będzie to z jej strony uznawane za konieczne
6) Justin Drew Bieber ma obowiązek zachowania tajemnicy pracodawniczej
7) Justin Drew Bieber ma obowiązek zachowania tajemnicy zawodowej
8) Justin Drew Bieber ma obowiązek utrzymywania celującego zachowania przebywając z cywilami 
9) Justin Drew Bieber ma zakaz zbliżeń fizycznych ze Skylynn Mabel Hall
10) Justin Drew Bieber ma obowiązek udzielenia pomocy Skylynn Mabel Hall w momencie zagrożenia zdrowia lub życia
11) Justin Drew Bieber nie ma obowiązku uczęszczać na zajęcia pozalekcyjne na terenie i poza terenem szkoły
12) Justin Drew Bieber ma obowiązek uczęszczać na wszystkie zajęcia lekcyjne 
13) Justin Drew Bieber ma prawo wykorzystać świadectwo zakończenia szkoły do własnych, osobistych celów
14) Justin Drew Bieber ma obowiązek wykonywać polecenia Bruca Halla oraz Skylynn Mabel Hall, z wyjątkiem poleceń wiążących się z poniżeniem, możliwością uszczerbku na zdrowiu lub życiu, strat materialnych
15) Justin Drew Bieber ma obowiązek okazywania szacunku pracodawcy oraz Skylynn Mabel Hall
16) Justin Drew Bieber ma obowiązek natychmiastowego zgłoszenia wszelkich niedomówień
17) Justin Drew Bieber ma prawo posiadania broni I stopnia
18) Justin Drew Bieber ma zakaz posiadania broni II, III, IV, V oraz VI stopnia
19) Justin Drew Bieber ma prawo użycia broni jedynie w wypadku zagrożenia życia Skylynn Mabel Hall
20) każdy złamany punkt wiąże się z unieważnieniem umowy

§2
1) termin rozpoczęcia pracy: 18 październik 2015 r.


17 październik 2015 r.
Justin Drew Bieber                                                                            Bruce Hall

   Po przestudiowaniu umowy, wróciłem wzrokiem na Skylynn, która teraz uśmiechała się zwycięsko.
   - Mam nadzieję, że umiesz czytać ze zrozumieniem. W punkcie pierwszym jest słowo 'szofer', w punkcie drugim 'miejsca ustalone przez Skylynn Mabel Hall' i punkt piąty 'Justin Drew Bieber ma obowiązek udzielać transportu Skylynn Mabel Hall, gdy będzie to z jej strony uznawane za konieczne', poza tym gdybyś nie chodził do szkoły, złamałbyś punkt dwunasty, co automatycznie wiąże się z rozwiązaniem umowy - wyrecytowała, bez najmniejszego zająknięcia.
   - Na pamięć się tego uczyłaś? - warknąłem, zirytowany do granic możliwości.
   - A-a-a, punkt piętnasty 'Justin Drew Bieber ma obowiązek okazywania szacunku pracodawcy oraz Skylynn Mabel Hall'. - Uniosła palec, mówiąc powoli i wyraźnie, a we mnie aż wrzało.
   - W dupie mam twoje punkty, no wiesz w tej czarnej dziurze, zwaną odbytem - przedrzeźniłem ją i wcisnąłem jej z impetem kartkę w dłoń, podciągając rękawy koszuli, a jej wzrok powędrował na moje tatuaże. 
   - To nie moje punkty, tylko mojego ojca i twoje, ja tylko cytuję, Justin. - Dobitnie podkreśliła moje imię z władczym tonem. Księżniczka od siedmiu boleści.
   - W Dubaju cię chowali? Jesteś tak samo zgorzkniała jak te wszystkie Araby.
   - Jeżdżę tam tylko na wakacje, ale może odrobina zgorzkniałości ludzi, którzy śpią na dolarach za ropę przeszła na mnie. No wiesz myślę, że te wszystkie Lamborghini, złote iPhony, rezydencje wielkości całego Bronxu, wpływają na ludzi.
   -  A ja myślę, że młodsze pokolenia nadużywają sarkazmu. Jak chcesz komuś powiedzieć żeby spierdalał to powiedz 'spierdalaj', a nie 'fajny zegarek'.
  - Fajny zegarek.
  Zacisnąłem zęby aż usłyszałem jak zgrzytają, gdy się o siebie ocierały, a moje dłonie instynktownie zwinęły się w pięści. Ta dziewczyna była tak arogancka, wręcz chamska, że nie wierzyłem, że rozmawiam z tą samą Skylynn Hall, która opowiada mediom o swoich marzeniach pokoju na świecie. Skylynn, która teraz przede mną stała wyglądała na taką, która marzy jedynie o nowej torebce od Givenchy. 

I jest w końcu nasza Skylynn.
Nasza mała, chamska Sky...
Mam nadzieję, że właśnie taki jej obraz mieliście w głowach, a może i nie.
Byłabym zadowolona gdybym was zaskoczyła ;)
Uznałam, że w ffs jest potrzebna w końcu jakaś arogancka, pewna siebie,
zadufana bohaterka. Bo jak na razie spotkałam się tylko z
landrynkami, które poza jednorożcami świata nie widzą.
Mam nadzieję, że i dla was jest to jakaś nowość.
Nie każę wam lubić Skylynn, bo ona nie jest fajna lol ale 
dajcie jej trochę czasu *emoji złożone ręce do modlitwy*

much love x
@imissbizzle

7 komentarzy:

  1. Super rozdział czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział. Nie mogę doczekać się kolejnego. Zapraszam do mnie
    http://the-shadow-of-your-heart-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pierdziele, pierwszy raz mi się zdarzyło, żebym zaczytała się w rozdziale do tego stopnia, że nie zobaczyłam, kiedy czytałam notkę pod rozdziałem ahahahHa. Nie mam słów, żeby opisać ten rozdział i ogólnie całe opowiadanie. Kilka razy to wręcz olałam się ze śmiechu. Kocham Sky równie mocno co Justina i po prostu nie wiem co napisać, bo już czuję, że to opowiadanie będzie arcydziełem. Scena z "fajnym zegarkiem" - zdechłam. Nie spodobała mi się tylko jedna rzecz. Punkt numer 9 z umowy, który mówi, że Justin ma zakaz zbliżeń fizycznych ze Sky, a co za tym idzie, zadnego bzykanka. Boże kocham to tak cholernie mocno i nie wiem, jak wytrzymam bez rozdziału. Decyzję pozostawiam Tobie. Ja będę czekać choćby do wesela (którego nigdy nie będzie) tak więc na pewno z Tobą zostanę. Boże, ale się teraz cieszę, że zaczęłam czytać to opowiadanie. Dziękuję! <3
    18th-street-jbff.blogspot.com
    priest-jbff.blogspot.com
    getting-closer-jbff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Omg, trafiłam na bloga przez przypadek, zaczęłam czytać ten rozdział i już po chwili płakałam ze śmiechu nad lapotopem, i ten wzrok mamy :')
    czekam na next, i zapraszam do mnie
    impetuouspl.blogspot.com
    Lilly

    OdpowiedzUsuń
  5. genialne! brak mi tchu! :o
    niesamowite
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Za każdy komentarz bardzo serdecznie dziękuję <3
Jeżeli przychodzisz ze spamem, zostaw link, czy cokolwiek w zakładce SPAM.